piątek, 22 kwietnia 2011

Podwójne uzależnienie

Berit Uhlmann
Tytoń do ssania i papierosy elektroniczne mają pomóc palaczom w zerwaniu z nałogiem. Najprawdopodobniej jednak skutek ich używania jest całkiem odwrotny.


Tego nikt się chyba nie spodziewał. Gdy na całym świecie prowadzi się badania nad sposobami pozwalającymi rzucić palenie, karierę robią dwie alternatywne metody obiecujące pomoc w walce z nałogiem. Niektórzy naukowcy uważają, że szwedzki tytoń do ssania tzw. snus oraz wynalezione w Chinach papierosy elektroniczne są mniej szkodliwe dla zdrowia niż zwykłe papierosy i ponadto mogą skuteczniej pomóc w odzwyczajaniu od palenia niż akcje uświadamiające i plastry nikotynowe. Czy rzeczywiście ratunek dla palaczy leży w ssaniu tytoniu lub zaciąganiu się elektronicznym papierosem?

Od ponad 20 lat specjaliści od problemów zdrowotnych patrzą z zaciekawieniem na Szwecję. Liczba palaczy papierosów w tym skandynawskim kraju systematycznie spada. Szwecja ma najmniejszy odsetek palaczy w całej Unii Europejskiej. Powodem tego jest zdaniem niektórych naukowców tzw. snus, czyli mała brązowa torebka z wilgotnym tytoniem do wkładania pod górną wargę, gdzie stopniowo uwalnia się nikotyna. Zażywanie snusu jest obecnie w Szwecji bardziej popularne niż palenie papierosów. Podczas gdy dawniej woreczki z tytoniem rozpowszechnione były wśród starszych mężczyzn ze środowisk robotniczych, dziś do ust wkładają je głównie młodzi ludzie. Łącznie 19 proc. mężczyzn w Szwecji zażywa dziś regularnie snus, natomiast 11proc.  pali papierosy – pisze „Journal of the National Cancer Institute”.

Nie wszyscy jednak wierzą w rewelacje ze Szwecji. Martina Poetschke-Langer z niemieckiego Instytutu Badań nad Rakiem w Heidelbergu jest zdania, że nie zażywanie snusu, lecz zakrojone na szeroką skalę programy prewencyjne odpowiadają za spadającą liczbę palaczy w Szwecji. Poza tym badaczka wątpi, czy zmiana nawyków ma aż taki dobroczynny wpływ. – Wprawdzie snus w przeciwieństwie do papierosów najwidoczniej nie powoduje raka płuc – mówi – ale istnieją pewne przesłanki, by przypuszczać, że stosowanie tytoniu do ssania pobudza rozwój raka trzustki. Według danych Instytutu, w snusie znaleziono 28 substancji rakotwórczych w różnym stężeniu; dym papierosowy zawiera ok. 90 kancerogenów.


Sceptycznie do bezdymnego tytoniu podchodzi również większość instytucji zdrowotnych w Unii Europejskiej. Snus nie może być sprzedawany na jej terenie. Szwecja wystarała się o wyłączenie z zakazu. Teraz próbuje uchylić zakaz sprzedaży snusu w całej Unii. Jest on jednak dostępny w handlu internetowym.

Inaczej wygląda sytuacja w USA. Duże koncerny tytoniowe zaangażowały się w produkcję snusu. Sprzedają tytoń w całym kraju i częściowo również w Szwecji.(…)

Badanie przeprowadzone przez naukowców z University of Medicine and Dentistry w New Jersey pokazuje, że amerykański snus celowo został wyprodukowany jako substytut palenia, do stosowania w pewnych okolicznościach. Specjaliści przypuszczają , że stworzono taki produkt, aby palacze czuli niedosyt nikotyny, co uniemożliwiłoby im całkowitą rezygnację z papierosów.  Wyciągają wniosek, że koncernom tytoniowym zależy, by palacze korzystali z obu używek.


Eksperci patrzą na to z obawą. Ludzie zażywający nikotyny na różne sposoby są nie tylko narażeni na większe ryzyko zachorowania na raka niż palacze papierosów, lecz najczęściej rozwija się też u nich silniejsze uzależnienie. – Zerwać z dwoma źródłami nikotyny jest nieporównywalnie trudniej niż z jednym – mówi Martina Poetschke-Langer. Michael Siegel z Boston University School of Public Health jest jeszcze bardziej dosadny: – Cała prawda o snusie w USA jest taka, że koncerny tytoniowe robią wszystko, by powstrzymać swoich klientów od rzucenia nałogu.

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Big Tobacco zaczęło wprowadzać na amerykański rynek snus, pewien chiński naukowiec, który zajmował się wcześniej preparatami z żeń-szenia, opracował parownik nikotynowy podobny w kształcie do papierosa. Jego elektroniczny wynalazek wygląda jak tradycyjny papieros. Nie spala jednak tytoniu, lecz dzięki źródłu zasilania odparowuje nikotynę. Różni się od snusu pod wieloma względami, jednak przede wszystkim nie ma nic wspólnego z koncernami tytoniowymi.

Ta właśnie okoliczność pozwala mieć nadzieję. Naukowcy z Berkeley i Bostonu w „Journal of Public Health Policy” reklamują e-papierosy jako „wielce obiecujący środek pomagający palaczom w zerwaniu z nałogiem”. Michael Siegel z Uniwersytetu Bostońskiego mówi: – Producenci nienależący do przemysłu tytoniowego mają dobry argument, by nakłaniać ludzi do rzucenia palenia.


W przeciwieństwie do gum do żucia z nikotyną i snusu e-papieros oferuje osobom uzależnionym nie tylko nikotynę, której ich organizm potrzebuje, lecz również pozwala zachować codzienne nawyki uspokajające psychikę. Siegel uważa za mało prawdopodobne, że e-papierosy obok zwykłych papierosów mogłyby doprowadzić do podwójnego uzależniania. Ankieta przeprowadzona wśród palaczy pokazała, że konsumenci nie widzą sensu noszenia przy sobie zarówno zwykłych jak i e-papierosów oraz używania ich tak samo intensywnie. Jeśli chodzi o zagrożenia e-papierosów dla zdrowia, to według Siegla można je oceniać podobnie jak gumę zawierającą nikotynę. Jednak Siegel podkreśla, że nie oznacza to jego przyzwolenia na e-papierosy.

Rynek e-papierosów jest nieprzejrzysty. Panuje ogromny bałagan. Większość producentów ma siedziby w Chinach. Przedstawiciele oferują towar najczęściej przez internet. Kto chce dowiedzieć się więcej, natrafia na dziwaczne informacje. Na przykład firma Ruyan, której właścicielem jest wynalazca e-papierosa, próbuje na niemieckiej stronie internetowej przekonać do niego konsumentów przy pomocy certyfikatu bezpieczeństwa z „Akademii Medycyny Wojskowej” i oferuje „specjalną cenę dla narodowej marki”.
Kiedy naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego przetestowali produkty sześciu różnych marek, wyszły na jaw liczne braki wyrobów. Brakowało informacji o zawartości nikotyny, instrukcje obsługi nie pasowały do danego modelu, pojemniki z płynem zawierającym nikotynę były nieszczelne. Trudno ocenić jakie skutki może spowodować używanie takich rzeczy.

Ponieważ braku norm i nie można oszacować bezpieczeństwa produktu Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) ostrzega przed e-papierosami. Znaleziono w nich substancje rakotwórcze takie jak nitrozoaminy, a w jednym przypadku trującą substancję glikol dietylenowy.

Niemiecki Instytut Oceny Ryzyka jest bardziej powściągliwy. Zaleca ostrożność w kontakcie z produktem i przed zastosowaniem radzi skonsultować się z lekarzem.


Niemieccy lekarze zaś komentują amerykańskie próby walki z nałogiem palenia przy pomocy e-papierosów z ironią. W niemieckim czasopiśmie specjalistycznym „Deutsches Ärzteblatt” zaproponowano nawet „i-papieros”, czyli urządzenie w kształcie papierosa będące kombinacją pikflometru (urządzenia do mierzenia przepływu powietrza wydechowego) i i-Phone’a, które przez słuchawki szepcze użytkownikowi „jak seksownie wygląda zaciągając się sztucznym papierosem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz